Moje pierwsze spotkanie z Durrës było wizytą typowego turysty. Wysiadłem na dworcu autobusowym w centrum miasta, przespacerowałem się głównymi ulicami, dotarłem do głównego placu miasta i na wybrzeże. Widziałem miasto pełne hoteli, ekskluzywnych sklepów i drogich restauracji.
Przedmieścia Durrës |
Usiadłem w kawiarni z widokiem na port i otworzyłem
przewodnik. W najnowszym wydaniu Pascala po Bałkanach napisano: „Nadmorskie
Durrës z piaszczystą szeroką plażą jest głównym kurortem dla stolicy. Jest to
jedno z najstarszych miast na ziemiach albańskich, a obecnie największy port
morski oraz baza wojskowa NATO. Miasto w ostatnich latach szybko się rozrasta i
rozkwita”. Wówczas miałem takie same odczucia i bez wątpienia mógłbym się pod tymi
słowami podpisać. Nie miałem pojęcia, jak bardzo się myliłem.
Do Durres wróciłem dwa tygodnie później. Już nie jako
turysta, ale by dowiedzieć się więcej o działającej tam placówce organizacji Today
for the Future, dla której tu pracuję (więcej o niej następnym razem).
Całe rodziny osiedlały się w szczerym polu na obrzeżach
miasta. Domy zbudowano za pomocą najprostszych środków i najtańszych materiałów.
Nie ma tu bieżącej wody, nie ma szpitala, a polne drogi toną w śmieciach. Prąd dostarczają
samodzielnie wykonane i niezabezpieczone generatory. W okolicy funkcjonuje
jedna szkoła, a transport publiczny wprowadzono dopiero dwa lata temu. Mógłbym
wymieniać dalej, ale wydaje mi się, że tyle wystarczy, aby zrozumieć, jak
bardzo to miejsce różni się od pobliskiego centrum. To alternatywna
rzeczywistość Durres, tak beztrosko opisanego w przewodniku jako miasto, które rozkwita.
Świat równoległy, do którego turyści, a prawdopodobnie i autorka przewodnika,
nigdy nie trafią, bo po co? Rozległych przedmieść nie widać z plaży i
hotelowych okien.
Przedszkole w Community Center |
Migranci, bez edukacji i jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa,
mają ogromne problemy ze znalezieniem pracy i integracją z lokalną społecznością.
Dlatego też, sześć lat temu, organizacja Today for the Future zbudowała tu
swoje Community Center. W dwupiętrowym, górującym nad okolicą budynku organizowane
są lekcje i zajęcia dla dzieci i młodzieży, funkcjonuje przedszkole i
biblioteka. Prowadzone są kursy zawodowe dla dorosłych. Nauka obsługi komputera,
gotowania, czy krawiectwa, pozwala zwiększyć szansę na zdobycie jakiegokolwiek
zatrudnienia. Działa też punkt przeciwdziałania przemocy domowej, można uzyskać
pomoc psychologa i wszelkiej maści innych specjalistów. Drzwi ośrodka są zawsze
otwarte, a mieszkańcy przybywają tłumnie. Taki jest cel istnienia tego miejsca.
Pomóc ludziom, tam, gdzie zawodzi państwo. Jednak nawet największa organizacja
tego typu nie ma środków i nie jest w stanie w pełni go zastąpić. Może tylko
wskazać właściwą drogę.
Biblioteka |
Dla mnie była to lekcja pokory. Lekcja bardzo uniwersalna,
gdyż wszędzie na świecie są takie miejsca. Wydaje nam się, że znamy je dobrze. Turystyczne
raje, jak Egipt, Malediwy, Kenia, czy Tajlandia. Wszędzie tam istnieją światy
równoległe. A gdy je odnajdziemy, rzeczywistość wykreowana przez media,
przewodniki i oferty biur podróży rozpadnie się jak domek z kart. W ich miejsce
powstanie obraz zupełnie inny, mniej przyjemny, ale o wiele bardziej
autentyczny.
Sala do nauki krawiectwa. To najbardziej rozwinięty rynek w okolicy i największa szansa na znalezienie pracy |
Budujące w tym wszystkim jest to, że mimo tak wielu
problemów mieszkańcy przedmieść Durrës pozostają uśmiechnięci, niezwykle
życzliwi i pomocni. Kiedy człowiek nie ma nic, dzieli się wszystkim co ma.
Komentarze
Prześlij komentarz