Wczoraj w poszukiwaniu ochłody postanowiłem wybrać się nad morze. Na wybrzeże Adriatyku z Tirany najbliżej jest do Durrës (35 km). To liczące 170,000 mieszkańców miasto jest największym portem w Albanii, a szeroka piaszczysta plaża czyni to miejsce głównym kurortem dla mieszkańców stolicy.
Między miastami rozciąga się autostrada, którą kursują
liczne minibusy. Jest też linia kolejowa, ale obecnie pociągi nie zatrzymują
się w Tiranie – władze wyburzyły stary dworzec, ale wciąż nie wybudowały
nowego. Zresztą rozpadające się wagony nie zachęcają do podróży.
Pociąg na stacji w Durrës gotowy do odjazdu. Porusza się z maksymalną prędkością 55 km/h. |
Dworzec autobusowy w Tiranie znajduje się w sporej
odległości od mojego mieszkania położonego w dzielnicy Komuna e Parisit. Dlatego też gubię się wielokrotnie. Całe szczęście, że Albańczycy to bardzo serdeczni i pomocni ludzie. Nie tylko wskażą drogę, ale nieraz poprowadzą, nadkładając sobie drogi. Takim sposobem zdobywam tu coraz więcej nowych znajomych.
Na dworzec prowadzi mnie Dorina. Szczupła blondynka o pięknym uśmiechu mówi, że
właśnie złożyła dokumenty na studia. Próbuje dostać się na medycynę na uniwersytecie w Bolonii.
Zdziwiona pyta, co będę robił w Tiranie przez trzy miesiące. Ona zarzeka się, że jak wyjedzie do Włoch, to do
Albanii już nigdy nie wróci. – No może na święta przyjadę – reflektuje się po
chwili.
Tłumaczy mi, ze w Albanii ciężko jest znaleźć młodym
ludziom pracę i wszyscy marzą o wyjeździe za granicę. Zazdroszczą nam
możliwości, jakie daje Unia Europejska. Dla nich zdobycie pozwolenia na
pracę w innym kraju często bywa przeszkodą nie do pokonania.
Doświadczyła tego Tina, u której mieszkam. Po ośmiu latach studiów
w Niemczech, wróciła do Albanii, gdyż nie była w stanie spełnić wygórowanych
warunków niezbędnych do uzyskania pozwolenia na pracę u naszych
zachodnich sąsiadów (m.in. 8 tysięcy euro depozytu na koncie bankowym). Obecnie pracuje dla dużej korporacji w dziale marketingu w Tiranie, ale wciąż myśli o wyjeździe do innego kraju.
Ciekawą rozmowę z Doriną przerywają dochodzące z
sąsiedniej ulicy nawoływania: "Durrës! Durrës!". To naganiacze szukają
pasażerów. Idąc za powtarzającymi się rytmicznie okrzykami bez problemu trafiamy na parking pełen busów rozjeżdżających się we wszystkie strony.
Durres, Saranda, Wlora, Korcza, Szkodra. Zdaje się, że będę tu częstym gościem.
Dworzec autobusowy w Tiranie. Naganiacze pilnują, aby każdy autobus był pełny przed odjazdem |
Póki co żegnam się z Doriną i wsiadam do białego vana, który
ruszy dopiero, gdy zapełnią się wszystkie miejsca siedzące i stojące. Trasa
musi się opłacać. Czas jest w Albanii drugorzędny. Rozkłady niby wiszą na
przystankach, ale nikt się specjalnie nimi nie przejmuje. W takim upale nikomu
się nie śpieszy.
Pełen bus, bez klimatyzacji = darmowa sauna |
Po 40 minutach w ruchomej saunie wysiadam w centrum nadmorskiego Durrës. Szerokim, porośniętym palmami bulwarem, pełnym wykwintnych
restauracji i kawiarni, docieram do dużego placu z XVI-wiecznym meczetem Fatiha
pośrodku. Po placu wybrukowanym gładkimi marmurowymi płytami przechadzają się
nieliczni turyści.
Meczet Fatiha w Durrës. Główny plac miasta |
Pośpiesznym krokiem,
spragniony wody i ochłody, ruszam w kierunku wybrzeża. Docieram do portu i tu
podejmuję fatalną decyzję. Zamiast na północ, gdzie znajduje się duża i
piaszczysta plaża, udaję się na południe. Po czterech kilometrach marszu wzdłuż
portowych zabudowań w pełnym słońcu poddaję się i wracam. Do Tirany. Morze musi
zaczekać, znajdę je następnym razem.
Wybrzeże w Durrës w okolicy portu. Widok na północ, gdzieś za tym cyplem jest poszukiwana przeze mnie plaża. |
Dzisiaj wraz z Tiną i Jonim idziemy na górę
Datji. To najwyższy szczyt gór otaczających Tiranę. Znajduje się on na terenie
parku narodowego Datji, a z wysokości 1600 metrów widok na Tiranę ponoć jest
obłędny.
Jak się nie ugotuję po drodze, to na pewno coś
o tym napiszę.
Komentarze
Prześlij komentarz